lichess.org
Donate

Rozdział 13 - Wysoki koszt fotofobii

Chess Personalities
W czwartek, 13 lipca, o godzinie siódmej rano milion słonecznych igieł rozpryskiwało się na wielkim białym igloo w Dolinie Gorących Źródeł. Kawałek na zachód wiatr rozdmuchiwał iskry wody na Zatoce Reykjavickiej. Te cuda natury pozostawały niezauważone przez Steina. Po niecałych czterech godzinach snu, w spodniach tak wymiętych jak nogi słonia, jadł śniadanie z Foxem. – Wszyscy całują go w dupę – powiedział Fox. – Powariowali. Podaj Bobby’emu rękę, to ci odgryzie ramię. Ten dzieciak to jest krokodyl.

Link do książki

Stein miał zamiar sprawdzić blef Bobby’ego.
– On mówi, że albo on, albo kamery. Ja mówię kamery. Jeśli zdecyduje się nie grać, to on dostanie w tyłek.
Czy Thorarinsson pójdzie na to?
– Musi – powiedział Stein. – Nie może usunąć kamer z sali gry bez naszej zgody!
Stein i Fox pojechali na spotkanie z Thorarinssonem w stanie euforii, ale ich partner był trzeźwy i poważny. Jeśli Bobby odmówi gry, Fox i Stein stracą jedynie pieniądze. Thorarinsson straci polityczne życie. Jednak Thorarinsson wątpił, że Bobby będzie skłonny przegrać mecz, aby odnieść moralne zwycięstwo.
– Myślę, że Bobby już się zaangażował – powiedział Steinowi. – Gdyby prowadził, może by zerwał ten mecz. Ale duma nie pozwoli mu wyjechać, kiedy przegrywa.
Z Thorarinssonem w kieszeni Stein i Fox rozpoczęli kampanię, aby zjednać sympatię dla siebie i wywołać oburzenie na Bobby’ego. Przez cały boży dzień, jak Reykjavik długi i szeroki, zatrzymywali dziennikarzy i opowiadali im o swojej niedoli, z wyprzedzeniem usprawiedliwiając konfrontację, do której dążyli.
– Myślicie, że będą tu siedział i ssał kciuk, kiedy ten maniak kradnie jedzenie moim dzieciom? – powtarzał Fox. – Ha! Jestem mężczyzną czy jestem myszą? Ale nie myślcie, że robię to tylko dla siebie. To sprawa zasad. Robię to dla Islandii!

***
O 2.40 po południu Schmid zjawił się w sali gry, zobaczył wieżyczki stojące na poprzednich miejscach i pojął, że jest w kropce. Kamery wprowadzano i wyprowadzano zgodnie z jego decyzją. Jednak umowa amsterdamska i regulamin meczu, zmanipulowane przez Edmondsona na korzyść Bobby’ego, były pełne dziur ryzykownych dla arbitra. Z jednej strony każdy gracz miał prawo powiedzieć, że dowolna kamera mu przeszkadza i zażądać jej usunięcia. Z drugiej strony punkt 21. wyraźnie zezwalał na „filmowanie, nagrywanie wideo i przekaz telewizyjny w sali gry”. Schmid wyciągnął z tego wniosek, że organizatorzy mogą ustawić kamery w sali gry na początku każdej partii, a Bobby nie może domagać się ich usunięcia, zanim nie stwierdzi, że mu przeszkadzają. W praktyce, rzecz jasna, wystarczało, żeby Bobby po prostu pojawił się w sali gry i polecił usunięcie kamer.
Kiedy Schmid zobaczył wieżyczki na swoich miejscach, zrozumiał, że Thorarinsson zamierza przeforsować tę kwestię. Jako sędzia główny mógł zrobić wiele rzeczy: nakazać usunięcie kamer albo ich wprowadzenie, polecić rozmieszczenie kamer w inny sposób, zwołać zebranie stron, negocjować ze stronami prywatnie.
Jednak Schmid, zdegustowany zachowaniem Bobby’ego, przymknął oczy na wieżyczki.
– To sprawa między graczami a organizatorami – powiedział sztywno. – Jeśli Bobby chce zniszczyć samego siebie, ma do tego prawo.

***
Gdy Thorarinsson zobaczył jutowe kadłuby w sali gry, natychmiast polecił ich usunięcie. Kiedy Fox zaskowyczał, wyjaśnił:
– Nie możemy dawać Bobby’emu policzka. Musimy znaleźć taki sposób ustawienia kamer, który pozwoli mu myśleć, że wygrał.
Ktoś przypomniał Thorarinssonowi, że na piętrze nad sceną są dwa pomieszczenia, w których znajduje się sprzęt do klimatyzacji sali gry. W każdym z nich jest wnęka zdolna od biedy pomieścić kamerzystę z kamerą.
Ustawiono tam kamery i nakierowano na stół gry przez dziesięciocentymetrowe otwory. Ze sceny było widać tylko obiektywy, natomiast wcale nie było słychać pracy kamer. Po raz pierwszy zapewniono warunki, jakie obiecywano Bobby’emu.
Schmid przeprowadził kontrolę i pochwalił Thorarinssona.
– Jeśli Bobby teraz zaprotestuje – powiedział – to odrzucę jego protest.

***
Tymczasem Bobby nadal spał. O 12.15 Cramer zapukał, żeby mu powiedzieć, że Marshall jest na linii. Po pięciu minutach Bobby przywlókł się do drzwi.
– Jestem za bardzo zmęczony – wymamrotał. – Obudź mnie wpół do piątej.
W nadziei odwrócenia kryzysu, których nadchodził, Marshall podyktował list do Schmida, wnioskując o to, by moratorium na filmowanie objęło również drugą partię. „To da nam trzy dni, aby dokładnie przedyskutować tę kwestię i, miejmy nadzieję, znaleźć rozwiązanie”. Mniej więcej w tym samym czasie Edmondson zatelefonował do Schmida i ostrzegł go, że Bobby zaszedł za daleko, żeby się wycofać.
– Musicie dać mu drogę wyjścia – podkreślał. – Inaczej on odda ten mecz.
Schmid się zgodził, ale nie zrobił nic.
O godzinie czwartej po południu jeden z amerykańskich arcymistrzów przewidywał ponuro:
– Do tej pory każdy chciał tego meczu tak bardzo, że ludzie byli gotowi znieść wszystko, żeby się rozpoczął. A teraz wszyscy są wyczerpani. Tym razem pozwolą Bobby’emu utonąć w jego własnym gównie.

***
O wpół do piątej Lombardy siłą wyciągnął Bobby’ego z łóżka. Cramer zadzwonił z sali gry.
– I jak? – zapytał Bobby sennie. – Wyrzucili kamery?
Cramer zrobił, co było w jego mocy. A raczej, co nie było w jego mocy.
– Wieżyczek już nie ma – odpowiedział radośnie. – Tak samo kamery z tyłu sceny. Ale Bobby, oni znaleźli cudowne, nowe miejsce na kamery. Są tam kompletnie niewidzialne i niesłyszalne! Widać tylko...
– Mówiłem ci, że mają usunąć kamery! – Bobby wrzasnął tak głośno, że Cramer odsunął słuchawkę od ucha, jakby to było gorące żelazko. – Widziałeś, co się stało w pierwszej partii. Nie mogę się skoncentrować, jak mnie obserwują. Powiedz Thorarinssonowi, że nie opuszczę tego pokoju, dopóki mi nie przysięgniesz, że wszystkie kamery i wszyscy ludzie zatrudnieni przez Foxa zostali usunięci z sali gry. Zrozumiano?
Thorarinsson poprosił Cramera, aby powiedział Bobby’emu, że jest mu bardzo przykro, jeśli kamery go rozpraszały, i że to już się nie powtórzy.
– Proszę mu powiedzieć, że zapraszam go do sali gry. Jeśli nadal uzna, że kamery go rozpraszają, wtedy je usunę.
Odpowiedzią Bobby’ego było gniewne – nie!
Za dziesięć piąta Thorarinsson i Stein naradzili się za sceną i zdecydowali, że będą obstawać przy swoim.
Za minutę piąta Spasski wszedł na scenę. O piątej Schmid uruchomił zegar. Cramer próbował go nakłonić do opóźnienia partii, aby dyskutanci mogli znaleźć rozwiązanie, lecz Schmid odpowiedział z urazą w głosie, że przepisy nie pozwalają.
– Poza tym to byłoby nie fair w stosunku do Borysa, który przybył punktualnie.
Obraz zegara Bobby’ego został wyświetlony na ekranach telewizji wewnętrznej. Ponieważ w drugiej partii Bobby grał białymi, upływał jego czas do namysłu. Po upływie sześćdziesięciu minut sędzia zaliczy mu przegraną walkowerem. Spasski siedział spokojnie przez mniej więcej pięć minut, a potem poszedł za scenę.
O 5.10 Thorarinsson zadzwonił do Bobby’ego z zaśmieconego przejścia między widownią a strefą dla graczy. Thorarinsson podawał argumenty Lombardy’emu, a ten przekazywał je Bobby’emu, który krążył po pokoju w bieliźnie.
– Nie chcę tam żadnych kamer! – upierał się, przewracając oczami.
O 5.15 Marshall dodzwonił się do Schmida, który odpowiedział krótko, że jeśli Bobby nie przyjedzie, będzie musiał ogłosić jego przegraną.
O 5.20 Stein i Fox odbyli następną krótką naradę z Thorarinssonem.
– Nie wolno nam teraz pokazać najmniejszej słabości – powiedział Thorarinsson. – Naszą jedyną szansą na wygraną jest przekonanie Bobby’ego, że prędzej zrezygnujemy z meczu, niż się poddamy.
Fox i Stein zgodzili się, zaciskając zęby.
– Ale między nami mówiąc – kontynuował Thorarinsson – musimy zdawać sobie sprawę z tego, że jeśli Bobby będzie na tyle szalony, żeby się upierać przy swoim żądaniu, będziemy musieli ustąpić pierwsi.
– Co? – Stein prychnął ze złością. – Nigdy nie ulegnę temu gówniarzowi. Pamiętaj, Gudmundur, że podpisałeś z nami kontrakt!
– Nie zapomniałem o moim obowiązku wobec pana, panie Stein – odpowiedział Thorarinsson, patrząc na niego szaroniebieskimi oczami. – Ale też nie zapomniałem o moim obowiązku wobec mojej ojczyzny.
– Gudmundur! – powiedział Stein. – Wyniesiesz te kamery po moim trupie.
– Policja je usunie – odpowiedział Thorarinsson – jeśli to będzie konieczne.
Około 5.30 Andrew Davis zadzwonił do Steina z Nowego Jorku.
– Dick, musisz nam pomóc – powiedział Davis. – On jest w szale uporu i potrzebujemy co najmniej jednego dnia, żeby go uspokoić. Jeśli wycofasz kamery na tę partię, przylecę tam jeszcze dzisiaj i stanę na głowie, żeby ci pomóc. Inaczej wszystko skończone. On nie zaakceptuje walkoweru.
Stein zgodził się natychmiast. Po tym, co mu powiedział Thorarinsson, wiedział, że nie ma wyjścia. Ale zanim Stein skontaktował się z Thorarinssonem, Islandczyk już wykonał swój ruch. Przekonany o tym, że Bobby rzeczywiście zerwie mecz z powodu kamer, Thorarinsson powiedział Lombardy’emu, że polecił ich usunięcie i wysyła eskortę policyjną, aby szybko dowieźć Bobby’ego do sali gry. Arcymistrz Fridrik Olafsson, jedyny Islandczyk, o którym Bobby kiedykolwiek mówił, że go lubi i szanuje, popędził do hotelu Loftleidir innym samochodem.
Za sceną szerzyła się epidemia ulgi.
– Przez chwilę myślałem – Cramer powiedział do Foxa – że jesteście tak samo szurnięci jak on.
Stein wkładał duże cygaro w usta rozciągnięte w niepewnym uśmiechu. Thorarinsson przyrzekał sobie, że już nigdy nie będzie walczyć w Bobbym. „Powoli” – myślał sobie – „To zajmie trochę czasu, ale sprawię, że te kamery wrócą do sali gry”.
Ulga ustała nagle.
– Bobby mówi, że przyjedzie – oznajmił Lombardy przez telefon – ale tylko wtedy, gdy cofną jego zegar do pozycji początkowej.
Thorarinsson otworzył szeroko oczy.
– Ale to niemożliwe!
– Główny arbiter otrzymał zawiadomienie na piśmie, wiele godzin przed rozpoczęciem partii, że Bobby nie będzie grać, jeśli kamery nie zostaną usunięte. Arcymistrz Schmid odmówił usunięcia kamer i zamiast tego uruchomił zegar Bobby’ego. Bobby uważa, że główny arbiter działał nielegalnie, wobec czego nie będzie grać, jeśli jego zegar nie będzie uruchomiony ponownie.
Thorarinsson nadal próbował otrząsnąć się z szoku.
– Chwileczkę. Porozmawiam z panem Schmidem.
Była godzina 5.39.
– Niemożliwe! – Schmid był oburzony. – Gdyby pan Fischer przyszedł do sali gry, mógłbym mu pomóc. Ale on nie przyszedł i jego protest był nieważny. Nie miałem innego wyboru, jak tylko uruchomić jego zegar. Nie można go cofnąć.
Thorarinsson był zablokowany z wszystkich stron. Wziął głęboki oddech, poszedł do telefonu i przekazał to, co powiedział Schmid.
– Ale proszę powiedzieć panu Fischerowi, że od decyzji sędziego głównego przysługuje odwołanie do Komisji Meczowej, która zbierze się jutro rano. W tej chwili kamery opuszczają salę gry. Mam wielką nadzieję, że pan Fischer będzie grać tę partię pod protestem i odroczy rozstrzygnięcie problemu zegara do jutra.
Bobby chodził po pokoju w tę i z powrotem tak szybko, że zdawał się zderzać z samym sobą, kiedy zawracał.
– Grać pod protestem! Czy on myśli, że jestem głupcem? Wiedziałem! Nie powinienem był tutaj przyjeżdżać! Czy to moja wina, że kamery tam były? Czy to moja wina, że uruchomiono zegar nielegalnie? Powiedz Thorarinssonowi, że jak mi zaliczą przegraną walkowerem, to koniec. Wsiadam do następnego samolotu do Stanów!
Przyjechał Olafsson. Wysoki, drobnokościsty, lodowaty jak pastor Ingmara Bergmana, gardził Bobbym i zwierzył się kolegom prywatnie, że ma nadzieję, iż pretendent zostanie zdyskwalifikowany za swoje niewłaściwe zachowanie. Zgodził się ponieść gałązkę oliwną z poczucia obowiązku wobec Thorarinssona i teraz znalazł się w sytuacji konferowania z szaleńcem w bokserkach.
– Nie mów mi o meczu! – Bobby napadł na niego. – Straciłem nim zainteresowanie sześć miesięcy temu!
Z wymuszonym uśmiechem Olafsson powiedział:
– Przychodzę jako twój przyjaciel, Bobby, nie jako organizator.
– Mam nadzieję, że nie masz nic wspólnego z tą bandą! To jest front komunistyczny!
Niemożliwością było prowadzenie racjonalnej dyskusji na takich przesłankach, jednak Olafsson próbował. Bobby popadł w grożące wybuchem milczenie, włączył radio i pogryzał wędliny.
O 5.47 Olafsson zadzwonił do Schmida i powiedział mu, że tylko on może ocalić mecz.
– Niech pan porozmawia z Borysem. Proszę go zapytać, czy zgodzi się na ponowne uruchomienie zegara.
– Nie mogę – Schmid odpowiedział suchym, urzędowym tonem. – Bobby ma jeszcze dwanaście minut. Sugeruję, żeby się pospieszył.
Kiedy Olafsson przekazał słowa Schmida, Bobby wyszarpnął kabel telefoniczny z gniazdka.
O godzinie szóstej Schmid podszedł do stołu gry i zatrzymał zegar.
– Panie i panowie, pan Fischer nie pojawił się w sali gry – ogłosił. – Zgodnie z artykułem piątym umowy amsterdamskiej gracz, który spóźni się o godzinę, przegrywa partię walkowerem.

***
Publiczność wzniosła przygnębiony okrzyk na cześć Spasskiego, który pospiesznie zszedł ze sceny.
– Szkoda – powiedział cicho. – Wielka szkoda.
Dopiero w hotelu wylał swoje żale.
– To jest śmieszne! Co my tu robimy? Czy to jest mecz szachowy, czy dom wariatów? Bobby próbuje zniszczyć mecz, FIDE, Thorarinssona, mnie. Wszystko! I udaje mu się to! Teraz będę musiał wygrać mecz przynajmniej dwoma punktami. Inaczej wszyscy powiedzą, że wygrałem dzięki walkowerowi. I nawet jak wygram pięcioma punktami, powiedzą, że walkower go załamał. Ech! Wracamy do domu!
Kiedy Spasski opuścił salę gry, Schmid stanął na scenie i przez piętnaście minut odpowiadał na pytania dziennikarzy, uzasadniając pieczołowicie swoje decyzje. Następnie Stein wyjaśnił, że również on zrobił co w ludzkiej mocy, żeby przemówić Bobby’emu do rozsądku.
Po oficjalnej konferencji prasowej Fox rozmawiał z dziennikarzami na widowni.
– Cieszę się, że przegrał walkowerem! Zasłużył na to. Ktoś musiał go nauczyć rozumu i ja jestem tą osobą!
Brytyjski dziennikarz zapytał Foxa:
– Czy to panu nie przeszkadza, że rujnując Fischera, rujnuje pan samego siebie?
– Nie! – Fox odpowiedział natychmiast, przybierając szlachetną pozę. – Są ważniejsze rzeczy ode mnie.
Thorarinsson był wściekły na siebie, na Bobby’ego, na całą resztę zarozumiałych błaznów, którzy narobili tego bałaganu, w którym się wszyscy znaleźli. „Po tylu kłopotach ten mecz się w końcu zaczął. Myślałem, że wygrałem. A potem to! Miałem ochotę zrezygnować” – wspominał.
Jedna myśl go powstrzymała. „Bobby jest wojownikiem. Jak mógłby wyjechać, kiedy Spasski prowadzi?”

***
„Muszę stanowczo zaprotestować...”
Od pierwszego zdania było oczywiste, że tamtego Bobby’ego, który 5 lipca pożegnał się z wielką nagrodą pieniężną, 13 lipca już nie było. Ten Bobby był twardy, jasny, przenikliwy. Wiedział, czego chce i konsekwentnie do tego dążył. Z pomocą Cramera ułożył pierwszą wersję swojego listu do Komisji Meczowej tak solidnie jak sprawę sądową: skarga, dowody, podsumowanie, żądanie zadośćuczynienia. Linia argumentacji była tak klarowna jak strategia jego partii.
Ten list był krzykiem z serca, wielkim monologiem z roli, którą zapamiętał u nieugiętych kolan swojej matki. Był niezwyciężoną ofiarą, słabszym, który odgryzał się silniejszemu, zranioną niewinnością, która powstaje, aby pokonać fałszywe oskarżenie. „Powiedziano mi, że te urządzenia są kompletnie bezgłośne i niewidoczne i znajdują się poza zasięgiem wzroku. Niestety, nic nie mogło być dalsze od faktów... Ci nieudolni ludzie, którzy podawali się za profesjonalnych operatorów kamer filmowych, byli niezdarni, niegrzeczni i kłamliwi. Jedyną rzeczą, która była niewidoczna, bezgłośna i poza zasięgiem wzroku, była uczciwość po stronie organizatorów, którzy byli bardziej gorliwi w nadskakiwaniu tej nieznośnej klice filmowców niż w zapewnieniu warunków gry godnych mistrzostw świata”.
Treść listu, który liczył ponad dwa tysiące słów, była żarliwym, lecz racjonalnym przytoczeniem faktów związanych z operacją filmowania z punktu widzenia Bobby’ego. Jeszcze raz poprosił mnie o wygładzenie tekstu i w miarę zapoznawania się z nim, zrozumiałem, jak silne argumenty ma Bobby. Aż do godziny piątej w dniu drugiej partii Bobby miał więcej racji niż ktokolwiek zaangażowany w tę awanturę.
Jadąc na swojej prawości jak na wielkim białym koniu, Bobby przygalopował do drugiej wersji.
– Ale jest wpół do dwunastej. Schmid powinien dostać ten protest przed dwunastą, a my musimy jeszcze go napisać na maszynie.
– Schmid może poczekać – powiedział Bobby.
Ale Schmid nie mógł czekać. Zapukał do drzwi pokoju Cramera dwie minuty przed północą i powiedział Bobby’emu, że zgodnie z regulaminem meczu musi otrzymać protest w ciągu sześciu godzin od przyznania walkoweru.
– Czyli dokładnie za dwie minuty.
Bobby zmarszczył brwi.
– Nie możesz go dostać, Lothar. Jeszcze nie skończyłem.
– A gdybyś go mi przeczytał w obecnej formie?
Bobby przestał się marszczyć. Publiczność to zawsze publiczność, nawet jeśli się składa tylko ze Schmida. Odchylając się wygodnie w fotelu, Bobby zaczął przemowę. Kiedy skończył pierwszą stronę, Schmid zobaczył, że było jeszcze pół tuzina.
– W porządku, Bobby – wtrącił się szybko. – Może wystarczy, jeśli dotknę tych kartek. O, właśnie. Teraz mogę powiedzieć, że dałeś mi ten list na czas, a ja ci go oddałem do przepisania na maszynie. Ale proszę, muszę go mieć najpóźniej jutro rano.
Bobby był poirytowany. Schmid wyrządził mu straszną krzywdę, a teraz próbował wymigać się trywialną przysługą.
– Dobranoc, Lothar – powiedział z szyderczym uśmieszkiem.
Schmid nerwowo wyśliznął się z pokoju.
Godzinę później siedziałem przy biurku w lobby hotelu Loftleidir, wystukując końcową wersję protestu. Bobby chodził długimi krokami i dyktował, nachylając się nad moimi plecami, aby sprawdzić, czy dobrze napisałem. O szóstej rano nadal tam byliśmy.
Kiedy skończyliśmy kopiowanie o 6.40, Bobby miał ochotę natychmiast doręczyć protest sędziemu. W windzie, która niosła nas na ósme piętro hotelu Esja, zapytałem go, czy nie jest trochę za wcześnie, by budzić Schmida. Bobby zachichotał złośliwie.
– Lothar? On i tak nie śpi. On tam leży i się martwi.
Bobby nie był daleki od prawdy. Schmid rzucał się na łóżku przez większość nocy. Po spotkaniu z Bobbym pojechał do hotelu Saga, żeby powiedzieć Rosjanom, co zrobił z listem Bobby’ego. Spasski i jego sekundanci, którzy grali w brydża, gdy Schmid przyjechał, mieli wątpliwości.
– To jest nie do przyjęcia – powiedział jeden z urzędników Sowieckiej Federacji Szachowej. – Jeżeli ten list jest wciąż w posiadaniu Bobby’ego, to znaczy, że nie został właściwie doręczony. Tak więc ten protest jest nieważny.
O 4.30 Schmid obudził się, łkając, z koszmaru, w którym „zniszczył wielkiego geniusza”.
O 6.50 Bobby zadudnił do jego drzwi.
Włosy Schmida były starannie uczesane, ale pod jego oczami widniały nierówne kręgi.
– Dzień dobry, Bobby – powiedział uprzejmie, jakby Bobby codziennie przed siódmą rano walił do jego drzwi. – Proszę wejść.
To był duży pokój. Bobby i ja usiedliśmy na sofie, przed którą stał stolik kawowy. Schmid usiadł w fotelu naprzeciwko.
– Chcę ci powiedzieć o... – zaczął Schmid, po czym podniósł się, żeby po coś sięgnąć i uderzył głową w lampę, która wisiała nad stolikiem.
Bobby wyszczerzył zęby, a ja zapytałem Schmida, czy nic mu się nie stało.
– Nie, bardzo dziękuję, Bobby – odpowiedział Schmid. – Wszystko w porządku.
Później wiele razy Schmid opowiadał kolegom, jak to następnego dnia po tym, jak przyznał Bobby’emu przegraną walkowerem, w chwili, gdy niechęć byłaby całkiem naturalna, Bobby wydał okrzyk współczucia, kiedy Schmid uderzył się w głowę, i zapytał, czy nic mu się nie stało. „Mówcie, co chcecie” – lubił powtarzać – „w głębi duszy Bobby jest dobrym człowiekiem”.
Ośmielony tym wyimaginowanym dowodem, że mimo wszystko Bobby nadal go lubi, Schmid powiedział mu, że obawia się, iż Rosjanie nie zaakceptują jego protestu.
Bobby przerwał mu ostro.
– To jest twój problem. Zostawiam ci list z moim protestem. Do zobaczenia, Lothar.
Bobby zostawił kopie dla Spasskiego i Thorarinssona, a potem pojechał do hotelu Loftleidir na śniadanie, które uśpiłoby boa dusiciela. Kiedy jechaliśmy windą na górę, Bobby wybuchnął śmiechem.
– Widziałeś, jak Lothar walnął głową w lampę? Ha! Ha! Ha!
Czytając jeszcze raz uważnie list Bobby’ego tego ranka, starałem się odgadnąć jego intencje. To był waleczny list. Co Bobby chciał wywalczyć? Czy chciał udowodnić, że ma rację? Czy chciał pokonać Thorarinssona, Foxa, Steina, Schmida? Owszem, ale walczył też o anulowanie walkowera. Chciał grać w tym meczu, po raz pierwszy byłem tego pewien. Ale czy chciał tego na tyle mocno, by przełknąć walkower?
Zmęczony, lecz pełen nadziei, poszedłem do recepcji, aby sprawdzić, czy Davis się zameldował. Jeszcze go nie było, ale recepcjonista odciągnął mnie na bok i powiedział, że zarezerwowano dwa miejsca na niedzielę w samolocie do Nowego Jorku, który startuje o godzinie trzeciej po południu. Miejsca zarezerwowano na nazwisko Fred Cramer.